I miejsce zajęła Natalia Kulpa z klasy VII. Drugie miejsce zajął Maciej Kozdrowicki z klasy VIII i trzecie miejsce zajął Dawid Krawiec, również z klasy VIII. Serdecznie gratulujemy :-)
Jak co dzień wstałem o siódmej. Na śniadanie spożyłem chleb graham z rzodkiewką i wypiłem gorzką herbatę. Później szybko umyłem zęby, włożyłem ubranie i poszedłem do szkoły. Nie myślałem, że będzie to niesamowity dzień i spotka mnie arcyciekawa przygoda. Podczas długiej przerwy do Szkoły Podstawowej im. bł. o. Michała Czartoryskiego w Pełkiniach przybyła Hiacynta Strzelecka, najwyższa kobieta świata. Oświadczyła, że jest dwudziestojednoletnią wicehrabiną i zażądała gorącego słodkiego naparu z dzikiej róży. Mężczyzna, który jej towarzyszył, przedstawił się jako lokaj Jerzy Hubert Wójcicki. Był malutki i przygnębiony. Wszedłszy do budynku, rozejrzał się ponuro i ni stad, ni z zowąd ryknął płaczem. Patrzyliśmy zażenowani na olbrzymkę - arystokratkę, która haftowaną chusteczką ocierała mu łzy. W szkole huczało. Młodzież podziwiała nietuzinkowego fiata niezwykłej blondwłosej damy, dzieci głaskały jej psy: dwa charty, jamnika i buldoga francuskiego. Pan dyrektor wybiegł na powitanie i zarządził zorganizowanie akademii. Samorząd, chcąc nie chcąc, zabrał się do pracy. Tymczasem dama w pokoju nauczycielskim, siedząc na brzeżku krzesła, piła ziółka z jasnoniebieskiej filiżanki i jadła owocowe przekąski. Była piękna i brzydka jednocześnie. Na szyi miała kolię z diamentów, na ręce bransoletę z rubinów. Jej suknia była biało-czarna z brązowymi frędzlami. Przez otwarte na oścież drzwi oglądaliśmy ją wzdłuż i wszerz i, tłumiąc chichot, próbowaliśmy sfilmować. Zjadłszy porzeczki, borówki i jeżyny, wstała, wyprężyła się i zeszła na dół. Nagle, zupełnie znienacka, głośno krzyknęła, bo zauważyła brak brylantowej kolii. Ta zuchwała kradzież był naprawdę niebywała. Nikt z nas nie mógłby przecież tego zrobić. Dama histeryzowała, więc wszyscy zaczęliśmy szukać zaginionej biżuterii. Choć bardzo się staraliśmy, nic nie mogliśmy znaleźć. Panował harmider, a lokaj Jerzy gdzieś czmychnął. Sytuację uratował pan Michał, który przyniósł znalezioną przypadkiem szkatułkę z klejnotami. Dama zabrała swój skarb i wsadziwszy psy do wnętrza samochodu, obrażona odjechała. Nie wiadomo jak diamenty zniknęły i skąd wzięły się w skrzynce. Na pewno za sprawą magii, przynajmniej taka jest nasza hipoteza. Po tym zdarzeniu w szkole znów zapanowała harmonia. Pan dyrektor wrócił do pracy przy biurku. My wróciliśmy na lekcje chemii, fizyki i geografii uczyć się o komórkach, prądach i przylądkach. Nazajutrz pomyślałem sobie, że gdybym to ja znalazł kosztowności, byłbym bohaterem.